ZIELONE NEWSY

Zielone Newsy

Aktualności

Raport – „Wiedza i postawa Polaków wobec medycznej marihuany”, który przygotowało Beeline Research & Consulting na zlecenie Dr.Max pokazuje stosunek Polaków do medycznej marihuany i konopnej terapii oraz to ilu naszych rodaków uważa, że marihuana faktycznie ma działanie medyczne. Ilu Polaków podjęłoby terapie medycznymi konopiami gdyby zalecił im to lekarz, a ilu uważa, że dostęp do medycznego zioła jest ograniczany z powodów politycznych? Tego dowiesz się z artykułu.

Raport – „Wiedza i postawa Polaków wobec medycznej marihuany”

Raport został przygotowany przez Beeline Research & Consulting na zlecenie Dr.Max – ogólnopolskiej sieci aptek.

Badanie opinii na temat medycznej marihuany zostało przeprowadzone w listopadzie, w 2024 roku, na grupie 1033 dorosłych Polaków, respondenci odpowiadali m.in. na pytania: Czy medyczna marihuana jest lekiem czy używką? Czy powinna być dostępna tylko w aptekach na receptę i stosowana tylko, gdy zawiodą inne metody?

waporyzator do konopi
-REKLAMA-

Głównym i najważniejszym wnioskiem z przedstawionego raportu jest fakt, że niemal 70% ankietowanych uważa, że marihuana ma działanie lecznicze, przeciwnego zdania jest natomiast 4% respondentów.

70% widzi konopie jako skuteczną metodę leczenia długotrwałego bólu oraz wsparcie opieki paliatywnej.

Wzrosła także otwartość wobec medycznej marihuany – 70% respondentów odpowiedziało, że zdecydowałoby się na terapię medyczną marihuaną gdyby takie było zalecenie lekarza.

postawa Polaków wobec medycznej marihuany
– Medyczna marihuana w Polsce. Raport. –

Co ciekawe, 56,5% respondentów uważa, że dostęp do medycznej marihuany w Polsce jest zbyt trudny pomimo, iż  ankieta przeprowadzona była w listopadzie 2024 r. a więc w czasie, gdy dopiero wchodziły zmiany związane z likwidacją możliwości otrzymania recepty na medyczne konopie za pośrednictwem teleporady.

Natomiast 47,6% respondentów twierdzi, że dostęp do medycznej marihuany jest ograniczony z powodów politycznych.

Rynek medycznej marihuany w naszym kraju rozwija się bardzo dynamicznie. W roku 2024 w aptekach sprzedano 7,8 tony medycznego suszu co jest 300% wzrostem w stosunku do roku 2023 gdy sprzedano 2,6 tony medycznej marihuany.

Oczywiście zmiany w wystawianiu recept i koniec możliwości uzyskania ich w ramach teleporady mocno wpłynął na rynek medycznej marihuany. Na chwilę obecną skutkiem owych zmian w wystawianiu recept ich liczba, która obecnie jest o ok. połowę mniejsza niż średnia z zeszłego roku. Jednak należy się spodziewać wzrostu sprzedaży w związku z coraz większą liczbą konopnych klinik przyjmujących pacjentów stacjonarnie.

Jaki jest prawdziwy powód zakazu wystawiania recept na medyczną marihuanę w ramach teleporady? Na ten temat różne serwisy podają różne informacje, a większość z nich jest nieprawdziwa. To, że konopie znalazły się w jednej grupie z tak niebezpiecznymi substancjami jak m.in. fentanyl  jest faktem. Jednak nie oznacza to, iż znalazły się tam z tego samego powodu. Najczęstszą nieprawdziwą tezą na ten temat jest ta mówiąca, że to obecny rząd odpowiada za wprowadzenie regulacji zabraniających wystawiania recept na konopie w ramach teleporady – co nie jest prawdą. Co zatem odpowiada za obecny stan rzeczy i które środowisko najbardziej naciskało na wprowadzenie obecnych przepisów? Oto więcej informacji.

Jaki jest prawdziwy powód zakazu wystawiania recept na medyczną marihuanę w ramach teleporady?

Zakaz wystawiania recept na medyczna marihuanę w ramach teleporady został wprowadzony w ramach rozporządzenia 7 listopada 2024 r. Marihuana medyczna została „dorzucona” do rozporządzenia, które miało ograniczyć i lepiej kontrolować przepisywanie środków naprawdę niebezpiecznych jak np. fentanyl. Nowe przepisy miały uniemożliwić uzyskanie niebezpiecznych środków za pomocą tzw. receptomatów.

Podczas projektowania rozporządzenia w tej sprawie pojawiało się sporo zamieszania gdyż w jego pierwszej wersji na liście substancji niebezpiecznych pojawiła się medyczna marihuana, która następnie została z listy wykreślona. Przeczytasz o tym T U T A J.

Wykreślenie z owej listy medycznej marihuany ucieszyło pacjentów ale nie spodobało się Naczelnej Izbie Lekarskiej – jednak w żadnym wypadku nie dlatego, że lekarze uznali marihuanę za podobnie niebezpieczną jak np. opioidy.

waporyzator do konopi
-REKLAMA-

Sednem sprawy jest fakt, że lekarze uznali, że zrobiono z nich dilerów legalnej marihuany, która została w ten sposób częściowo w Polsce zalegalizowana.

Recepty na marihuanę wypisywane były przede wszystkim w receptomatach i zdaniem lekarzy nie miały wiele wspólnego z potrzebami osób chorych. Według niektórych szacunków nawet 90 proc. recept wystawianych było dla celów „rekreacyjnych”. Pisaliśmy o tym T U T A J.

To rzecz oczywista, że grupa chorych którym marihuana może pomóc jako środek przeciwbólowy lub przy innych dolegliwościach, nie ma aż takich potrzeb. Marihuana jest przepisywana przede wszystkim jako używka.

-mówił wtedy Jakub Kosikowski, rzecznik NIL w rozmowie z Gazetą Wyborczą.

Kosikowski dodał też, że:

Jeśli rząd uważa, że to jest dobre, może ją wprost zalegalizować, znosząc recepty. A jeśli nie chce tego zrobić, to powinien zabronić przepisywania jej w receptomatach, bo w ten sposób robi z nas, lekarzy, dilerów.

Stanowisko NIL i OROZ w kwestii medycznej marihuany

W ostatnich tygodniach miałem okazję porozmawiać zarówno z przedstawicielami Naczelnej Izby Lekarskiej jak i z niektórymi Okręgowymi Rzecznikami Odpowiedzialności Zawodowej , którzy wykonują czynności sprawdzające, a także prowadzą postępowania wyjaśniające w sprawach odpowiedzialności zawodowej lekarzy.

-REKLAMA-

Wszyscy, z którymi rozmawiałem zgodnie twierdzą, że to nie medyczna marihuana jest tutaj problemem samym w sobie. Mało tego, żaden z moich rozmówców nie ma też negatywnego zdania o marihuanie czy to medycznej czy rekreacyjnej.

Zresztą to właśnie z Ministerstwa Zdrowia wyszła jakiś czas temu informacja mówiąca, że resort ten popiera legalizację marihuany w Polsce, pisaliśmy o tym T U T A J.

W czym zatem rzecz i czemu środowiska lekarskie domagały się dopisania do rozporządzenia medyczną marihuanę?

Według lekarzy wystawianie recept na medyczną marihuanę odbywało się z naruszeniem sztuki lekarskiej – i to jest prawdziwy powód likwidacji konopnych teleporad.

Ważna jest też skala – liczba recept na medyczną marihuanę rosła lawinowo, w poprzednim roku w Polsce sprzedano 7,8 tony medycznego suszu co jest 300% wzrostem w stosunku do roku poprzedniego i ten trend się nie tyle utrzymywał co nasilał. Dlatego lekarze widząc szybko rosnącą liczbę recept wystawianych na medyczne konopie, uznali, że ze względu na skalę zjawiska nie ma innej możliwości jak zmiana przepisów.

Oczywiście nowe przepisy formalnie wprowadził rząd bo tylko tak można wprowadzić nowe prawo. Jednak pomysł dopisania do rozporządzenia medycznej marihuany wyszedł ze środowiska lekarskiego i to ono bardzo intensywnie na takie rozwiązanie nalegało. Rząd jedynie wprowadził to, o co prosiło środowisko lekarskie.

Na rynku pojawił się medyczny haszysz z Maroka. Od teraz legendarna marokańska „czekolada” będzie dostępna w Europie na receptę. Pierwszy w historii medyczny hasz z Maroka jest wprowadzany na rynek przez firmę Medropharm, która specjalizuje się w medycznych konopiach. Maroko może na tym zarobić krocie gdyż tamtejsze produkty konopne znane są na całym świecie. Oto więcej informacji.

Na rynku pojawił się medyczny haszysz z Maroka

Maroko od dekad jest jednym z największych producentów i eksporterów haszyszu na świecie, mimo panujących tam dość surowych przepisów zakazujących jego produkcji, które obowiązują od 1974 r.

Jednak czasy się nieco zmieniły i w roku 2021 rząd Maroko wyraził zgodę na produkcję marihuany na cele medyczne. Taka decyzja była zapewne podyktowana chęcią uczestnictwa w dynamicznie rozwijającym się światowym rynkiem marihuany medycznej.

Pierwszym namacalnym efektem tej decyzji jest właśnie medyczny haszysz z Maroka.

Konopie, z których kwiatostanów wytwarzany jest medyczny haszysz są uprawiane w Maroku, skąd surowiec trafia do Szwajcarii. Tam na terenie zakładu znajdującego się w Schönberg an der Thur są przetwarzane w produkty klasy farmaceutycznej, które posiadają wszelkie niezbędne certyfikaty i dokumenty.

Produkt jest obecnie przeznaczony na eksport do Wielkiej Brytanii oraz Australii.

Marokańska Krajowa Agencja Regulacji Działalności Związanych z Konopiami dba o to, aby ze strony marokańskiej wszystko przebiegało sprawnie i zgodnie z procedurami. Kontrole oraz inspekcje fabryk są częścią planu na rzecz w pełni kontrolowanego i legalnego przemysłu konopnego.

Firma Medropharm od ponad dwóch lat prowadzi badania na lokalnym rynku marihuany we współpracy z Ambasadą Szwajcarii w Maroku.

„Maroko jest głęboko zakorzenione w roślinie konopi. Przejście z nieuregulowanego rynku do przemysłu kontrolowanego przez farmaceutyki to ogromny krok naprzód – zarówno pod względem ekonomicznym, jak i społecznym”.

-powiedziała dr Claudia Zieres-Nauth, CEO Medropharm AG

waporyzator do konopi
-REKLAMA-

Nowe formy terapii medyczną marihuaną to większe spektrum możliwości terapeutycznych dla pacjentów. Jedną z nowych możliwości w Polsce jest medycznej klasy oczyszczony ekstrakt 80% THC z terpenami do waporyzacji w formie poręcznego „vape pena”. Przeczytasz o tym T U T A J

Kobieta nie odczuwa bólu ani lęku, wszystko przez nieprawidłową pracę układu endokannabinoidowego. Pokazuje to jak jest on istotny dla naszego zdrowia. Efektem rzadkiej mutacji genetycznej genu będącego częścią układu endokannabinoidowego, mieszkająca w Szkocji kobieta żyje praktycznie bez bólu, szybciej zdrowieje i szybciej goją się jej rany, a także nie miewa lęków czy niepokojów – za wszystkie te kwestie odpowiada właśnie układ endokannabinoidowy, który aktywują m.in. konopie. Oto więcej informacji.

Kobieta nie odczuwa bólu ani lęku, wszystko przez nieprawidłową pracę układu endokannabinoidowego.

Układ endokannabinoidowy te jeden z najważniejszych układów w naszym organizmie, odpowiada on m.in. za ogólną regulację organizmu, wpływa na homeostazę, a jego aktywacja pomaga zwalczyć ból, poprawić nastrój, pomóc wyzdrowieć oraz utrzymać odporność organizmu i wiele więcej. O układzie endokannabinoidowym (ECS) więcej przeczytasz T U T A J.

Układ endokannabinoidowy aktywują kannabinoidy endogenne oraz egzogenne. Te pierwsze wytwarzane są przez nasz organizm np. w trakcie wysiłku fizycznego (to właśnie ECS odpowiada za „Haj biegacza, a nie endorfiny, przeczytasz o tym T U T A J) Natomiast kannabinoidy egzogenne to te, które znajdziemy w konopiach m.in. THC, CBD, CBG, CBN oraz wiele innych. ECS można aktywować zatem na dwa sposoby, pierwszy to wysiłek fizyczny, a drugi zażycie konopi. Co ciekawe, najistotniejszy kannabinoid wytwarzany przez nasz organizm czyli Anandamid, ma budowę niemal identyczną jak THC, występujące w konopiach indyjskich.

Mieszkająca w Szkocji Jo Cameron każdego dnia odczuwa wszystkie pozytywne działania kannabinoidów na nasz organizm – ma zawsze dobry nastrój i nie odczuwa lęków czy niepokoi, nie odczuwa bólu, a jej rany goją się znacznie szybciej niż u innych. Z czego to wynika?

Mówiąc najprościej – w ramach różnych funkcji ECS istnieje też taka, która odpowiada za rozkładanie dostarczonych do organizmu kannabinoidów, zarówno endo oraz egzogennych. To dlatego marihuana działa na nasz organizm przez określony czas, tak samo dobre samopoczucie po treningu po jakimś czasie mija. Dostarczone do organizmu kannabinoidy aktywują układ endokannabinoidowy, który je po jakimś czasie rozkłada.

W przypadku Jo Cameron nie dochodzi do wspomnianego rozkładu kannabinoidów, które przecież jej organizm regularnie wytwarzał w ciągu życia. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby Jo zapaliła marihuanę, „haj” nigdy by się nie skończył.

waporyzator do konopi
-REKLAMA-

Co dokładnie odpowiada za taki stan rzeczy?

Mieszkająca w Szkocji Jo Cameron, została po raz pierwszy skierowana do genetyków bólu w UCL w 2013 r., po tym jak jej lekarz zauważył, że nie odczuwa bólu po poważnych operacjach biodra i ręki.

Po latach badań okazało się, że Jo ma dwie mutacje, jedną w genie kodującym działanie hydrolazy amidów kwasów tłuszczowych (FAAH) i drugą w pseudogenie FAAH-OUT, który moduluje ekspresję hydrolazy amidów kwasów tłuszczowych.

Natomiast FAAH to enzym metabolizujący kannabinoidy. Oznacza to, że hydrolaza amidów kwasów tłuszczowych, będąca członkiem rodziny enzymów hydrolaz serynowych, odpowiada za metabolizm (rozpad) kannabinoidów.

Obszar genomu zawierający FAAH-OUT  do tej pory był uważany za „śmieciowe” DNA, które nie ma żadnej funkcji. Odkryto jednak, że pośredniczy on w ekspresji FAAH , genu, który jest częścią układu endokannabinoidowego i jest dobrze znany ze swojego wpływu na ból, nastrój i pamięć.

Zespół naukowców badających przypadek Jo Cameron, zaobserwował, że FAAH-OUT reguluje ekspresję FAAH . Gdy jest ona znacząco zmniejszona w wyniku mutacji przenoszonej przez Cameron, poziomy aktywności enzymu FAAH są znacząco zmniejszone, co przekłada się na znaczące zmniejszenie metabolizmu kannabinoidów.

Dr Andrei Okorokov (UCL Medicine), starszy autor badania, powiedział:

Gen FAAH-OUT to tylko jeden mały zakątek ogromnego kontynentu, który to badanie zaczęło mapować. Oprócz molekularnych podstaw bezbolesności, te eksploracje zidentyfikowały ścieżki molekularne wpływające na gojenie się ran i nastrój, wszystkie pod wpływem mutacji FAAH-OUT . Jako naukowcy mamy obowiązek to badać i myślę, że te odkrycia będą miały ważne implikacje dla obszarów badań, takich jak gojenie się ran, depresja i inne”.

Naukowcy przyjrzeli się fibroblastom pobranym od pacjentów, aby zbadać wpływ osi FAAH-OUT-FAAH na inne szlaki molekularne. Podczas gdy mutacje, które przenosi Jo Cameron, wyłączają FAAH , badacze znaleźli również kolejne 797 genów, które zostały aktywowane i 348, które zostały wyłączone. Obejmowało to zmiany w szlaku WNT, który jest związany z gojeniem się ran, ze zwiększoną aktywnością genu WNT16 , który wcześniej był powiązany z regeneracją kości.

Dwa inne kluczowe geny, które zostały zmienione to BDNF , który wcześniej był powiązany z regulacją nastroju i ACKR3 , który pomaga regulować poziom opioidów. Te zmiany genów mogą przyczyniać się do niskiego poziomu lęku, strachu i bezbolesności Jo Cameron.

„Początkowe odkrycie genetycznego źródła unikalnego fenotypu Jo Cameron było momentem olśnienia i czymś niezwykle ekscytującym, ale obecne odkrycia to moment, w którym sprawy naprawdę zaczynają się robić interesujące. Dzięki dokładnemu zrozumieniu tego, co dzieje się na poziomie molekularnym, możemy zacząć rozumieć zaangażowaną biologię, co otwiera możliwości odkrywania leków, które pewnego dnia mogą mieć daleko idące pozytywne skutki dla pacjentów.

-powiedział profesor James Cox (UCL Medicine), starszy autor badania

Uprawa konopi: nasiona auto-kwitnące, obalamy mity, których ich temat jest sporo. Ciężko znaleźć inne zagadnienie związane z uprawą konopi, które jest tak bardzo nafaszerowane nieprawdziwymi informacjami. Najpopularniejsze nieprawdziwe tezy dot. nasion automatycznie kwitnących to te, które mówią o niesłychanej łatwości uprawy roślin auto i ich dyskretnych wymiarach. Ale to jeszcze nic, niektórzy reklamując takie nasiona przypisują im cudowne wręcz cechy, które nijak mają się do rzeczywistości ale z pewnością mocno poprawiają sprzedaż. Tu prym wiedzie platforma sprzedażowa Fakty Konopne, którą niektórzy uważają za portal informacyjny. Znajdziemy tam całą masę nieprawdziwych informacji na temat nasion autokwitnących, które wprowadzają w błąd tylko po to, aby zwiększyć sprzedaż. Oto więcej informacji.

Uprawa konopi: nasiona auto-kwitnące, obalamy mity, których ich temat jest bardzo wiele

Nasiona roślin autokwitnących pojawiły się na rynku nasion konopi piętnaście lat temu i były to Low Ridery. Ciekawostką jest to, że stworzył je człowiek z polskimi korzeniami – Sasha Przytyk, który znany był wtedy jako „Joint Doctor”, a dziś rozwija swój projekt Doctor’s Choice.

Ale czym w ogóle są nasiona autokwitnące?

Krzewy konopi to jednoroczne rośliny dnia krótkiego. Co to dokładnie oznacza? Rośliny te, wbrew temu co sugeruje nazwa, potrzebują odpowiednio długiej nocy, aby zacząć produkować kwiaty. Niesłychanie istotny jest tutaj fakt, że nie chodzi o odpowiednio krótki dzień, a o odpowiednio długą noc. Dlatego gdy przerwie się roślinom dzień (np w namiocie uprawowym zgaśnie światło) na powiedzmy 30 min, nic złego się nie stanie. Natomiast gdy przerwiemy na 30 min noc 3 dni z rzędu, rośliny przestaną kwitnąć.

Wynika to z tego, że konopie po ok. ósmej godzinie ciemności zaczynają wytwarzać hormon kwitnienia, od którego zależy produkcja kwiatów.

Faza rozwoju tych roślin jest zależna od stosunku dnia do nocy co nazywa się fotoperiodyzmem. 

W przyrodzie rośliny konopi wegetują ok 2-3 miesiące, a następnie kwitną kolejne ok. 2 miesiące.

Jednak konopie zaczęły występować w częściach świata, gdzie optymalne warunki do wzrostu i rozkwitu trwają łącznie nieco ponad dwa miesiące, a to zbyt mało czasu, aby obie fazy – wegetacji i kwitnienia mogły się spokojnie dokonać.

Ewolucja doprowadziła zatem do pojawienia się szczepu CANNABIS RUDERALIS – konopi, które zakwitają samoczynnie, bez fotoperiodyzmu. Ruderalis produkuje bardzo niewielką ilość THC, podobnie jak konopie przemysłowe.

Dzięki skrzyżowaniu Cannabis Ruderalis z Cannabis Indica uzyskano rośliny, które zakwitają po pewnym czasie bez względu na cykl świetlny i jednocześnie są bogate w THC i inne kannabinoidy. Początkowo otrzymano odmiany karłowate, dające mały aczkolwiek całkiem dobry jakościowo plon. Pierwszymi „automatami” były takie odmiany jak LowRyder, DieselRyder czy też AutoMaria. Natomiast dzisiejsze spokojnie automaty osiągają wysokość 1-2 m i dają przyzwoity ilościowo plon.

Uprawa konopi: nasiona auto-kwitnące i panujące na ich temat mity i zwykłe kłamstwa

W ciągu ostatniej dekady autokwitnące konopie zyskały sporą popularność i dzisiaj stanowią większość sprzedawanych nasion konopi w Europie. Jest to sytuacja dość ciekawa, gdyż pod niemal każdym względem wybór odmian autokwitnących jest wyborem gorszym niż odmiany fotoperiodyczne, które często nazywane są w naszym kraju sezonowymi. Oto najczęstsze nieprawdziwe informacje na temat automatów:

Łatwość uprawy

Jest to chyba naczelny nieprawdziwy argument mający stanowić o tym, że lepiej wybrać nasiona autokwitnące niż fotoperiodyczne, które wg. wielu są trudniejsze w uprawie, bo tak gdzieś przeczytali.  A prawda jest taka, że w przypadku roślin automatycznych – ogrodnik nie ma wpływu na wiele bardzo istotnych czynników i musi umieć rozpoznać na jakim etapie życia jest roślina celem ustalenia jakie działania podjąć. Dlatego twierdzenie, że nasiona auto są najlepszym wyborem jest zwykłym kłamstwem. Odmiany fotoperiodyczne są znacznie lepszym wyborem na pierwsze uprawy, przede wszystkim dlatego, że to ogrodnik decyduje:

  • Jak duża ma być roślina poprzez długość okresu wegetacji – im dłuższy tym większa roślina. Im więcej razy zostanie przycięta – tym będzie bardziej rozpięta i szeroka. Bez przycinania będzie wyższa i smuklejsza.
  • Czy karmić roślinę odżywkami na wegetację czy tymi na kwitnienie bo to ogrodnik decyduje kiedy roślina na wzrastać, a kiedy kwitnąć. W przypadku automatów to ogrodnik musi rozpoznać poszczególne etapy i się do nich dopasować, co wymaga pewnego doświadczenia.

Dyskrecja

To kolejne kłamstwo o roślinach typu auto. W przypadku autokwitnienia, jak już wspomniałem, to roślina decyduje ile będzie trwała wegetacja i kiedy rozpocząć kwitnienie – a nie ogrodnik. Oznacza to, że nie ma się kompletnie żadnej kontroli nad ostateczną wielkością roślin, w przeciwieństwie do odmian fotoperiodycznch, na których wielkość ogrodnik może wpłynąć. Automaty mogą bez problemu urosnąć na wysokość 1,5-2 m co wcale nie czyni ich deyskretnymi, jak twierdzą ich sprzedawcy. 

W przypadku automatów to roślina decyduje kiedy zakwitnie, oznacza to, że jeżeli pojawią się jakiekolwiek problemy na etapie wegetatywnym – nie ma możliwości go przedłużyć, aby roślina wydobrzała co odbija się na końcowym rezultacie. Mało doświadczony ogrodnik może nie potrafić określić przyczyny problemu zanim roślina zacznie kwitnąć co prowadzi do słabych rezultatów uprawy.

Rośliny autokwitnące trudniej efektywnie karmić pod kątem kwitnięcia gdyż pierwszych oznak kwitnienia nie widać natychmiast gdy roślina je indukuje lecz dopiero po ok 14 dniach, a podanie odpowiednich dawek P oraz K od momentu indukcji może znacząco poprawić końcowy efekt uprawy, w przypadku automatów jest to niemal niemożliwe.

Także stwierdzenie, że automaty są łatwiejsze w uprawie to bzdura, ponieważ ogrodnik ma o wiele mniejsze możliwości decydowania o przebiegu uprawy.

Czas uprawy

To kolejny popularny mit o automatycznych odmianach konopi. Automaty od kiełka do zbiorów potrzebują średnio 10-12 tygodni. Odmiany fotoperiodyczne kwitną średnio 9 tygodni. Oznacza to, że przy 2-3 tygodniowej wegetacji średni czas uprawy odmian fotoperiodycznych i autokwitnących jest taki sam. Przy czym jak już wspominałem, w przypadku automatów ma się dużo mniejszą kontrolę nad uprawianymi roślinami. Jedna dodatkowa czynność przy odmianach fotoperiodycznych to przestawienie timera z 18/6 na 12/12 – co zajmuje średnio 30 sekund.

Mało tego, jeżeli zastosujemy technikę SOG czyli posadzimy w mniejszych doniczkach więcej roślin, wegetacja może trwać 1 góra 2 tygodnie, a cała uprawa mieścić się może w 10 tygodniach.

Natomiast sprzedawcy nasion autokwitnących informują, że w ich przypadku nie trzeba zmieniać cyklu świetlnego co ma być wg. sprzedawców jest ogromną zaletą! I w ten właśnie sposób największą wadę roślin autokwitnących wciskają klientom jako największą zaletę.

Odporność na pleśń i szkodniki?

Szczyt okłamywania klientów w opisach nasion automatycznie kwitnących osiągnęła ostatnio platforma sprzedażowa faktykonopne.pl informując swoich potencjalnych klientów, że automaty są odporne na pleśń i szkodniki. Jest to oczywiście totalna bzdura gdyż ani autokwitnienie ani fotoperiodyzm nie mają na te rzeczy żadnego wpływu.

 

Uprawa konopi: nasiona auto-kwitnące
Przykład jak oszukują sprzedawcy nasion

 

Brak konieczności kontroli światła też nie jest zaletą, a wręcz wadą, jak już wcześniej wyjaśniłem. Ta wada nie minimalizuje ryzyka błędów, jest ono dokładnie takie samo natomiast gdy już błąd się popełni to w przypadku automatów trudniej z niego wyjść.

Fakt – autokwitnące odmiany konopi są trudniejsze w uprawie niż odmiany fotoperiodyczne, a czas potrzebny od kiełków do zbiorów może być bardzo zbliżony – jeżeli tak zdecyduje ogrodnik.

Uprawa konopi: nasiona auto-kwitnące
Jak serwisy sprzedające nasiona oszukują klientów

Ta tabela to kolejny przykład bezczelnego okłamywania klientów.

  • Czas wzrostu automatów się zgadza, ale czas wzrostu odmian fotoperiodycznych to kłamstwo gdyż ten zależy od ogrodnika i bez problemu może to być 12 tygodni.
  • Wielkość to też bzdura ponieważ automaty bez problemu osiągają 150 cm i więcej, a ogrodnik nie ma wpływu na końcowy wzrost gdyż decyduje o tym genetyka rośliny. Natomiast rośliny fotoperiodyczne mogą nie przekraczać metra i to ogrodnik decyduje o ostatecznej wysokości.
  • Łatwość uprawy to także kłamstwo – co już wyjaśniłem powyżej.
  • W przypadku plonów takie zero-jedynkowe stwierdzenie, że fotoperiodyczne odmiany dają większe plony to bzdura – wszystko w tym przypadku może zależeć od genetyki.
  • Natomiast stwierdzenie, że automaty to „dobra odporność na zimno i wilgoć”, a fotoperiody już nie jest największym kłamstwem na jakie ostatnio trafiłem, które z pewnością poprawia sprzedaż.

Odmiany autokwitnące oraz fotoperiodyczne są tak samo narażone na pleśń, szkodniki, zimno etc.

Uprawa konopi: nasiona auto-kwitnące
Jak sprzedawcy nasion okłamują klientów

Jeżeli sprzedawca nasion reklamuje je w ten sposób – radzimy znaleźć innego bo ten was zwyczajnie okłamuje.

Uprawa konopi: nasiona auto-kwitnące – Podsumowanie

Automaty to najgorszy wybór dla początkujących ogrodników gdyż to właśnie ogrodnik musi rozpoznać w jakim stadium jest roślina i jak ją w związku z tym traktować. Niedoświadczony grower może mieć problemy z identyfikacją poszczególnych etapów rozwoju rośliny pod kątem np. doboru odżywek. W przypadku odmian fotoperiodycznych ogrodnik wie, w jakim stadium znajduje się roślina gdyż to on o tym decyduje, a skoro wie w jakim stadium jest krzew – dużo łatwiej decydować o tym kiedy i jakie prace ogrodnicze można czy należ wykonać.

Odmiany auto-kwitnące osiągają do 1,5 m wysokości więc nie są specjalnie dyskretne. Sadząc w odpowiednim momencie rośliny fotoperiodyczne oraz stosując jedno przycięcie głównego pędu – jesteśmy w sanie uzyskać dyskretną roślinę na ok 1-1.2 m, która da przyzwoity plon.

Warto też wspomnieć, że odmiany auto uprawiane w pomieszczeniach najlepiej oświetlać 20 godzin na dobę przez cały okres ich życia. Odmiany fotoperiodyczne oświetla się przez 18 godzin na dobę w trakcie wegetacji oraz 12 godzin podczas kwitnienia, zatem uprawa automatów w pomieszczeniach jest zwyczajnie droższa.

Co ciekawe, nasiona automatycznie kwitnące są świetnym wyborem na uprawę pod słońcem w środkowej Europie bo posadzone w maju / czerwcu będą kwitnąć na mocnym letnim świetle. To jedyna różnica w stosunku do fotoperiodów, tylko tyle i aż tyle. Wystarczy to odpowiednio i bez oszukiwania klientów przedstawić, zamiast oszukiwać i kłamać wymyślając niestworzone zalety automatów.

W ostatnim czasie Konopny Farmaceuta zaprezentował vape pen z ekstraktem 80% THC (extractum purum). Jest to lek recepturowy, który został wytworzony z medycznego suszu. Produkt ten oferuje nieco inne działanie w porównaniu do samego suszu. Jest to koncentrat przez co całkiem inaczej wygląda też dawkowanie. Taki pen to dyskretne urządzenie do waporyzacji, które można ze sobą wszędzie zabrać jeżeli pacjent chce mieć lek pod ręką.

Medyczna marihuana – Vape Pen z ekstraktem 80% THC – recenzja

Wspomniany pen z ekstraktem 80% (Sol 80% THC extractum purum cannabis flos) jest produktem, który oferuje nieco inne działanie niż susz medycznej marihuany czy ekstrakt w postaci olejku doustnego.

Produkt ma wiele kilka unikalnych zalet, które wynikają z jego formy i stężenia. We współpracy z Cannabis Spot nagraliśmy materiał, w którym go przetestowaliśmy, oceniliśmy i wyjaśniliśmy kilka istotnych kwestii z tym związanych.

Vape Pen 80% THC jest już dostępny w kilku miastach w Polsce.

Jeżeli masz pytania, na które nie znalazłeś odpowiedzi w materiale wideo, chcesz się dowiedzieć w jakim najbliższym mieście dosteniesz ten produkt→ napisz do Konopnego Farmaceuty, o T U T A J.

[embedyt] https://www.youtube.com/watch?v=c63s3mAx2is[/embedyt]

Używanie marihuany sześciokrotnie zwiększa ryzyko zawału serca? Tak wynika z badań, które na szczęście są niewiarygodne. Nie przeszkadza to jednak mediom głównego ścieku w tym, które atakują nagłówkami o śmiertelnym niebezpieczeństwie jakim jest używanie zioła. Autorzy „badania” stwierdzili, że społeczeństwo powinno traktować używanie konopi jako jeden z głównych czynników zagrażających zdrowiu serca tak samo jak otyłość i palenie tytoniu. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że są to kolejne „badania”, które mają być orężem dla lobby anty-konopnego, które następnie używa tych pseudo naukowych wyników do przekonywania społeczeństwa, że konopie to czyste zło i powinny pozostać nielegalne. Oto więcej informacji.

Używanie marihuany sześciokrotnie zwiększa ryzyko zawału serca? Tak wynika z badań, które na szczęście są niewiarygodne

Marihuana jest legalna w wielu miejscach na świecie, a ich liczba stale rośnie. Rośnie też liczba przekłamanych badań z fatalną metodologią ich przeprowadzania. Wyniki tych badań mówią, że marihuana to używka niezwykle groźna i będąca przyczyną wielu zgonów.

Całkiem niedawno informowaliśmy, że pojawiły się wyniki badań mówiące, że nadużywanie marihuany zwiększa ryzyko zgonu.

Wcześniej pisaliśmy o niemieckich dentystach straszących, że marihuana pięciokrotnie zwiększa ryzyko raka szyi i głowy więc jak najszybciej zdelegalizować.

A teraz pojawiły się wyniki kolejnych „badań, które mówią, że marihuana znacząco zwiększa ryzyko chorób serce i zawału, którymi palacze marihuany są sześciokrotnie bardziej zagrożeni w porównaniu do osób konopi nie używających.

Wyniki pochodzą z retrospektywnego badania ponad 4,6 miliona osób opublikowanego w JACC Advances oraz metaanalizy 12 wcześniej opublikowanych badań, które zostaną w tym miesiącu zaprezentowane na dorocznej sesji naukowej American College of Cardiology

Autorzy analizy, która obejmowała 4,6 miliona pacjentów przez trzy lata, stwierdzili, że społeczeństwo powinno brać pod uwagę używanie konopi jako jeden z głównych czynników ryzyka złego stanu zdrowia serca, w tym zawału, w takim samym stopniu jak otyłość, używanie tytoniu czy uwarunkowania genetyczne. Według nich, tak samo powinni do tego podchodzić lekarze.

Należy wydać uczciwe ostrzeżenie, aby osoby spożywające marihuanę wiedziały o ryzyku, jakie się z tym wiąże

– powiedział główny autor badania, dr Ibrahim Kamel z Uniwersytetu w Bostonie.

Dodał też, że:

„Pytania o używanie konopi powinny być częścią pracy lekarzy nad zrozumieniem ogólnego ryzyka sercowo-naczyniowego pacjentów, podobnie jak pytania o palenie papierosów. Na poziomie polityki należy wydać uczciwe ostrzeżenie, aby osoby spożywające konopie wiedziały, że istnieją zagrożenia”

Kamel i jego zespół przeprowadzili badanie retrospektywne, wykorzystując dane z TriNetX, globalnej sieci badań medycznych, która zapewnia dostęp do elektronicznej dokumentacji medycznej. Według nich, w ciągu obserwacji trwającej ponad trzy lata, użytkownicy konopi mieli ponad sześciokrotnie większe ryzyko zawału serca, czterokrotnie większe ryzyko udaru niedokrwiennego, dwukrotnie większe ryzyko niewydolności serca i trzykrotnie większe ryzyko zgonu z przyczyn sercowo-naczyniowych.

Wszyscy uczestnicy badania byli młodsi niż 50 lat i nie mieli znaczących chorób współistniejących układu sercowo-naczyniowego na początku badania, z ciśnieniem krwi i poziomem cholesterolu LDL w zdrowym zakresie i bez cukrzycy, palenia tytoniu lub wcześniejszej choroby tętnic wieńcowych.”

-czytamy w podsumowaniu wyników.

Badania zostały ocenione jako umiarkowanie lub dobrze jakościowe pod względem metodologii (a jakże by inaczej). Spośród 12 badań 10 przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych, jedno w Kanadzie i jedno w Indiach. Niektóre badania nie zawierały informacji o wieku uczestników, ale średni wiek wynosił 41 lat wśród tych, które je zawierały, co sugeruje, że połączona próba odzwierciedlała stosunkowo młodą populację.

„Powinniśmy zachować pewną ostrożność w interpretacji wyników, ponieważ spożycie konopi jest zwykle powiązane z innymi substancjami, takimi jak kokaina lub inne nielegalne narkotyki, które nie są uwzględnione” — powiedział Kamel.

Skąd ten wsyp przekłamanych badań?

Częstotliwość pojawianie się tego typu publikacji w ciągu ostatniej dekady rośnie wprost proporcjonalnie do postępującej legalizacji. Co ciekawe wszystkie te publikacje mają kilka cech wspólnych:

  • Wstęp do omówienia badań niemal zawsze zaczyna się od zdania w stylu „marihuana rekreacyjna jest legalna w coraz większej liczbie krajów. Ale czy jej używanie jest tak bezpieczne jak się uważa? Nowe wyniki badań mówią, że nie.”
  • Materiały podsumowujące wyniki tych „badań” zawsze pełne są informacji mówiących, jak niebezpieczna jest marihuana, jest to podkreślane wielokrotnie także w cytatach autorów. Każde takie podsumowanie zawiera jedno zdanie, które mówi, że badania te nie są zbyt miarodajne ze względu na poważne luki w metodologii i pomijanie w badaniach wielu istotnych czynników. Jednak takie pojedyncze zdanie przeważnie ginie w morzu informacji opisujących wyniki.

Zresztą przeciwnicy legalizacji na takie detale nie zwracają uwagi i już zaczęli korzystać z argumentów zawartych w takich „badaniach”. Obecnie bardzo mocno powołują się na nie przeciwnicy legalizacji marihuany w Niemczech, którzy domagają się ponownej kryminalizacji konopi indyjskich. Należy zakładać, że na zmanipulowane wyniki będą się powoływać kolejne środowiska lobbujące za kryminalizacją marihuany, a nagłówki mówiące, że używanie marihuany zwiększa ryzyko bardzo niebezpiecznych powikłań zdrowotnych, a nawet zgonu – będą się pojawiać coraz częściej.

Źródło: American College of Cardiology

Możliwość dyskretnego spożywania konopi to dla wielu użytkowników kwestia bardzo istotna. Dlatego dzisiaj pokażemy wam pochłaniacze dymu marki Hero, które doskonale się sprawdzą w sytuacjach, gdy konsument ziela nie chce zwracać na siebie uwagi dymem z jointa lub parą z waporyzatora. Pochłaniacz dymu to niewielkie urządzenie, które można ze sobą wszędzie zabrać i które się dobrze sprawdza jeżeli chcemy dyskretnie raczyć się naszym ziółkiem.

Pochłaniacze dymu marki Hero czyli dyskretne używanie konopi.

Jedną z wad terapii medycznymi konopiami jest fakt, że dym marihuany jest bardzo charakterystyczny i rozpoznawalny, a do tego część ludzi go zwyczajnie nie lubi.

I tu z pomocą przychodzą urządzenia do pochłaniania i filtrowania dymu.

Pochłaniacze dymu marki HERO są urządzeniami których działanie opiera się na prostej, ale niezwykle skutecznej technologii filtracji. Urządzenie wystarczy przyłożyć do ust, a następnie wydmuchnąć przez nie dym lub parę z waporyzatora. wydmuchnąć je przez urządzenie. Z jednej strony wlotu trafia zawierające dym lub parę powietrze, natomiast z drugiej wydobywa się już powietrze oczyszczone i pozbawione zapachu oraz widocznej pary.

W środku pochłaniacza znajduje się filtr z węglem aktywnym, który skutecznie oczyszcza powietrze.

Pochłaniacz dymu marki Hero został zaprojektowany z myślą o filtrowaniu dymu, a jego żywotność wynosi ponad 300 użyć. Oznacza to, że możesz z niego korzystać przez wiele tygodni lub nawet miesięcy w zależności od intensywności użytkowania.

waporyzator do konopi
-REKLAMA-

Co więcej, podczas korzystania z waporyzatora pochłaniacz dymu HERO wykazuje się jeszcze większą wydajnością i żywotnością. Wynika to z tego, że para generowana podczas waporyzacji zawiera znacznie mniej cząsteczek stałych niż tradycyjny dym. To sprawia, że żywotność urządzenia wydłuża się nawet kilkukrotnie, co czyni go jeszcze bardziej ekonomicznym i przyjaznym w użytkowaniu.

Jest to urządzenie, które spełni oczekiwania zarówno zaawansowanych użytkowników waporyzatorów, jak i osób korzystających z bardziej tradycyjnych metod inhalacji. Dzięki swojej wszechstronności oraz kompaktowej budowie, pochłaniacz dymu HERO jest idealnym wyborem dla każdego, kto ceni sobie dyskrecję oraz komfort.

Urządzenie ma wymiary 7 x 7 x 10cm co czyni je dość dyskretnym.

Więcej informacji oraz sam produkt znajdziesz T U T A J.

Tajlandia: Rośnie liczba prób przemytu marihuany do Europy, na lotnisku w Chiang Mai zatrzymano w poniedziałek 5 osób, każdy miał w walizce znacznie ponad 20 kg i każdy leciał do Europy, a konkretnie do Anglii i Belgii. We wtorek na Koh Samui zatrzymano dwóch Brytyjczyków, którzy w walizkach mieli 165 kg suszu. Tylko od lutego przejęto 3,1 tony zioła i 8 ton produktów otrzymanych z konopi (np. ekstrakty), które miały lecieć do Wielkiej Brytanii. Od 16 lutego tajski Departament Celny ściśle współpracuje z brytyjskim Home Office International Operations, aby rozwiązać ten „problem”. Z czego wynika narastająca fala prób przemytu zioła z Tajlandii, gdzie jest ono legalne, do Europy? Główne powody są dwa, jakie? Tego dowiesz się z artykułu.

Tajlandia: Rośnie liczba prób przemytu marihuany do Europy

W poniedziałek na lotnisku w Chiang Mai, daleko na północy Tajlandii, zatrzymano pięć osób, trzech europejczyków i dwóch obywateli USA, którzy chcieli przemycić średnio po 22 kg marihuany do Wielkiej Brytanii oraz Belgii. We wtorek na Koh Samui zatrzymano dwóch europejczyków, którzy chcieli do Wielkiej Brytanii przemycić 165 kg suszu marihuany. Takie sytuacje to już w Tajlandii codzienność, mimo, że rok temu były to incydenty.

Tylko od początku lutego tajskie służby przejęły ponad 3 tony marihuany oaz blisko 8 ton produktów z niej wytworzonych takich jak ekstrakty, olejki czy nasiona.

przemytu marihuany do Europy

Marihuana rekreacyjna jest w Tajlandii legalna, jednak jej produkcja, eksport, badania, sprzedaż lub komercyjne przetwarzanie wymaga posiadania licencji. Wynika to z ustawy o ochronie i promocji mądrości tradycyjnej medycyny tajskiej oraz rozporządzeń Ministerstwa Zdrowia Publicznego z 2022 r.

Próba wywiezienia marihuany z Tajlandii bez odpowiednich pozwoleń na eksport jest złamaniem tajskiego prawa.

Rośnie liczba prób przemytu marihuany do Europy – przyczyny

Odkąd w Tajlandii zalegalizowano marihuanę tamtejszy rynek zmaga się z dwoma dużymi problemami. Pierwszy z nich to bardzo mała sprzedaż legalnej marihuany. Wynika to z tego, że Tajowie w specjalnych sklepach konopnych zakupów nie robią gdyż ceny są dla nich zbyt wysokie, w szczególności, że każdy może sobie sam posadzić rośliny i uzyskać susz. Turyści natomiast przyjeżdżają tam w innych celach i jedynie niewielki odsetek korzysta z tajskiego zioła. Drugi problem, wynikający z tego pierwszego, to przesycenie rynku i zdecydowana nadprodukcja towaru.

W konsekwencji najwięcej do tej pory stracili producenci, którzy zainwestowali spore pieniądze w infrastrukturę i teraz mają problem, gdyż nie mają gdzie upłynnić wytworzonej marihuany, a jeżeli już dostaną ofertę kupna to za bardzo niskie stawki.

przemytu marihuany do Europy

I z tego powodu coraz to więcej osób decyduje się na ryzykowny krok – przemyt marihuany z Tajlandii do Europy, gdzie jest na nią zdecydowanie większy popyt i dużo lepsze dla sprzedających ceny.

Drugi powód jest nieco inny lecz wynika właśnie z przesycenia rynku i braku możliwości sprzedaż produktu na lokalnym, tajskim rynku.

Do Tajlandii wyjechało wiele osób z Europy wschodniej i centralnej, które od lat zajmował się produkcją i obrotem nielegalnymi substancjami na czarnym rynku, głównie marihuaną. Ci ludzie, a uwierzcie jest ich tam sporo, uznali, że po co mają marihuanę produkować i sprzedawać w kraju gdzie jest to nielegalne skoro mogą dokładnie to samo robić legalnie w Tajlandii – jednym z najwspanialszych miejsc na świecie. Wielu jak pomyślało – tak zrobiło.

Jednak bardzo szybko nadeszło zderzenie tamtejszą rzeczywistością, w której naprodukowali zioła, ponieśli potężne koszty i teraz mają setki kilogramów produktu, którego nie mogą sprzedać.

-REKLAMA-

A ponieważ bardzo dużo podmiotów produkujących w Tajlandii zioło została utworzona przez osoby, które do tej pory działały na czarnym rynku – nie jest dla nich niczym nadzwyczajnym podjęcie próby przemytu produktu do Europy.

Grupy wytwarzające marihuanę w Tajlandii do przemytu zatrudniają kurierów, aby samemu nie podejmować ryzyka.

Skala procederu rośnie w ostatnich miesiącach bardzo dynamicznie i nic nie zapowiada, aby miało się to zmienić.

Tajsko-Europejska współpraca służb

Dlatego tajskie służby podjęły współpracę ze służbami europejskimi, głównie z Wielkiej Brytanii dokąd trafia większość konopnej kontrabandy z Tajlandii. Od 16 lutego tajski Departament Celny ściśle współpracuje z brytyjskim Home Office Internal Operations, aby rozwiązać narastający „problem” coraz większej skali przemytu.

Istnieje duża szansa, że to dopiero początek przemytów marihuany z Tajlandii do Europy gdyż w wielu regionach uprawy idą pełną parą – a lokalny rynek nadal nie ma producentom zbyt wiele do zaoferowania.

89% produktów konopnych sprzedawanych internetowo zawiera substancje syntetyczne, wynika z badań. Zespół badaczy przetestował 53 zakupione w sieci konopne produkty. Badanie wykazało, że niemal wszystkie próbki zawierały związki, które były produkowane syntetycznie i nie pochodziły z roślin konopi. Niestety, w ostatnich latach podziemny rynek handlu konopiami przeszedł potężną transformację i dzisiaj większość dostępnych na nim produktów jedynie udaje zioło. Niestety takie produkty mogą mieć bardzo negatywny wpływ na zdrowie konsumenta. Z czego wynika taka sytuacja i czy można liczyć, że to się wkrótce zmieni?

89% produktów konopnych sprzedawanych internetowo zawiera substancje syntetyczne, wynika z badań

Najnowsze badania laboratoryjne wykazały, że większość sprzedawanych przez Internet produktów odurzających, wytwarzanych rzekomo z konopi, zawiera m.in. syntetycznie wytworzone kannabinoidy, a nie związki występujące naturalnie, co budzi poważne obawy dotyczące bezpieczeństwa konsumentów.

W raporcie opublikowanym na łamach Drug and Alcohol Dependence, badacze ocenili 53 dostępne w sprzedaży internetowej produkty pochodzące z konopi. Badanie wykazało, że 89 procent tych produktów (susze, olejki, peny z ekstraktami) zawierało HHC, HHC-o, THCP, delta-8 THC i pokrewne związki, które były produkowane syntetycznie, a nie naturalnie ekstrahowane z rośliny konopi. W badanych próbkach wyryto także nieznane substancje, których profil bezpieczeństwa nie jest znany.

Zdecydowana większość produktów sprzedawanych jako „pochodzące z konopi” w rzeczywistości zawiera syntetycznie wytworzone kannabinoidy. Te wyniki pokazują, że konsumenci są wprowadzani w błąd co do tego, co kupują i konsumują.

-stwierdziła główna badaczka, dr Shanna Babalonis.

waporyzator do konopi
-REKLAMA-

Badanie pokazuje, że obawy dotyczące bezpieczeństwa produktów i ochrony zdrowia konsumentów są jak najbardziej uzasadnione.

Produkty sprzedawane poza oficjalnym obiegiem zawierają masę związków, które nie powinny się w nich nigdy znaleźć. W przeciwieństwie do produktów konopnych sprzedawanych na rynkach regulowanych przez państwo.

Tam gdzie marihuana jest legalna produkty odurzające pochodzące z konopi oraz same konopie zazwyczaj przechodzą przynajmniej podstawowe testy kontroli jakości.

89% produktów konopnych sprzedawanych internetowo zawiera substancje syntetyczne – z czego to wynika

Sytuacja na całym świecie wygląda bardzo analogicznie. Tam gdzie THC jest prawnie zabronione do użytku rekreacyjnego, bardzo często produkty konopne nasączane są takimi związkami, jak HHC, HHC-o, delta-8-THC, delta-10-THC, THCP, lub czymś jeszcze gorszym. Sytuacja ta jest też bardzo widoczna na naszym podwórku.

Z czego to wynika? Powodów jest kilka, po pierwsze większe zyski. A to dlatego, że grupy przestępcze kupują tani susz CBD powiedzmy za 2000-3000 zł za kg, do tego dochodzi koszt powiedzmy 1000 zł za syntetyczne substancje do spryskania suszu CBD. I cyk – koszt jednego kilograma takiego produktu to maksymalnie 4000 zł. 

Istotne jest też spora redukcja potencjalnych problemów dla osób trudniących się takim procederem. A to dlatego, że służby badają konopny susz pod względem zawartości THC, nikt natomiast nie bada innych substancji jak wspomniane HHC, czy THCP. I chociaż ich posiadanie i obrót nimi jest prawnie zabroniony, to służby mają jedynie testy wykrywające THC. Zatem w przypadku wpadki z takim produktem – policja może uznać, iż nie jest to produkt zabroniony.

Taka sama sytuacja występuje zarówno w Europie jak i USA, gdzie produkty konopne też testuje się pod kątem zawartości THC (w kwestii ich legalności), a na HHC i inne uzyskane w laboratorium substancje – nikt nie zwraca uwagi.

Konsumencie – zachowaj ostrożność, dbaj o zdrowie

Poza medyczną marihuaną przepisywaną na receptę – konopie indyjskie są w naszym kraju nielegalne i penalizowane. O ile susz z apteki jest pewnikiem co do jego składu, to marihuana kupowana na ulicy już nie. Skala tego problemu jest ogromna gdyż w naszym kraju na czarnym rynku sprzedaje się kilkaset ton marihuany rocznie. A z uzyskanych informacji wynika, że są w Polsce regiony gdzie na ulicy można kupić niemal tylko podrabiane zioło nasączone syntetykami.

Dlatego każdy konsument powinien w tych czasach zachować szczególną ostrożność i kontrolować to, co kupuje nawet na ulicy. Jeżeli produkt budzi wątpliwości to lepiej go nie spożywać i zmienić miejsce zaopatrzenia.

Przy okazji warto wspomnieć o jednym z tematów dot. jakości zioła, a mianowicie chodzi o szkodliwe substancje stosowane podczas uprawy konopi indyjskich określane jako PGR.

W tej kwestii znajdziemy w sieci od groma nieprawdziwych informacji, także na stronach o konopiach. Dlatego postanowiliśmy raz na zawsze ten temat wyjaśnić T U T A J.

Reklama

Ostatnie artykuły

Weednews.pl - portal konopny | marihuana | konopie | medyczna marihuana
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.