Kryminalne Zagadki Zielonego Świata

Zielone Newsy

Aktualności

Indyjska policja przejęła 160 kg marihuany. Jednak funkcjonariusze biorący udział w nalocie, a następnie przesłuchujący podejrzanego, zwolnili go z aresztu jeszcze tego samego dnia z zarzutem nielegalnego posiadania 920 gramów suszu. Teraz policjantom postawiono zarzut przywłaszczenia i sprzedaży 159. kg marihuany oraz przyjęcia łapówki. 

Indyjska policja przejęła 160 kg marihuany, po czym ją sprzedała na czarnym rynku

Czterech policjantów, w tym dwóch podinspektorów, z komisariatu w Jahangir Puri (New Delhi, Indie) zostało zawieszonych. Zostali oni oskarżeni o sprzedaż 159. kilogramów marihuany, którą przejęli od lokalnego handlarza narkotyków ponad dwa tygodnie temu, poinformowała tamtejsza policja.

Jeden z funkcjonariuszy, proszący, aby zachować jego anonimowość przyznał, że funkcjonariusze 11. września, w jednym z bloków w Jahangir Pur przejęli od lokalnego dilera o imieniu Anil 160 kg suszu konopi indyjskich – informuje HindustanTimes.com

Zajęta marihuana trafiła na lokalny posterunek policji. Policjanci, o których mowa, rzekomo przyjęli łapówkę od rodziny Anila w celu „załatwienia sprawy”. W zamiast za to policjanci w protokole wpisali, że znaleźli tylko 920 gramów kontrabandy po czym zwolnili do domu.

– powiedział oficer.

Według funkcjonariusza wspomniani policjanci rzekomo sprzedali pozostałe 159 kilogramów zajętej marihuany na czarnym rynku, a zysk podzielili między siebie. 

Oficer wyznał też, że szczegóły sprawy ujawnił zatrzymany, wobec którego prowadzone było postępowanie. Gdy Anil wszystko wyznał, przesłuchano wszystkie osoby biorące udział w feralnej akcji. Efektem przesłuchań było postawienie zarzutów czterem funkcjonariuszom.

Znany na całym świecie bank nasion Dinafem ma poważne kłopoty. Firma musiała zawiesić działalność i zaprzestać wysyłki nasion. Jej konta zostały zajęte, a prace straciło blisko sto osób zatrudnionych w Dinafem. Wszystko to w związku z toczącym się postępowaniem karnym przeciwko hiszpańskiemu bankowi nasion. 

Dinafem w tarapatach

Hiszpański bank nasion Dinafem został założony w 2005 roku w San-Sebastian. Od tamtej pory zyskał uznanie wśród growerów na całym świecie tworząc takie odmiany jak np. Moby Dick, który stał się ich sztandarowym produktem. Dinafem prowadzi też własne badania, przy współpracy z wieloma placówkami naukowymi.

Niestety, teraz zarówno laboratoria jak i biura oraz magazyny Dinafemu stoją puste, tymczasowo zwolniono 93 osoby, a konta zostały zablokowane na polecenie sądu.

Firma wydała w tej sprawie oświadczenie, w którym czytamy:

„Na razie nie zdajemy sobie sprawy z zakresu przeprowadzonych działań, ale wszystko wskazuje na to, że toczące się dochodzenie jest związane z producentami nasion, od których je kupujemy. W związku z postępowaniem do firmy wkroczył komisarz, środki finansowe firmy zostały
tymczasowo zablokowane, zmuszając nas do zawieszenia działalności do odwołania. Z związku z tym musieliśmy też tymczasowo zwolnić większość naszych pracowników.”

Dinafem w swoim oświadczeniu informuje także, że zostali zmuszeni do zaprzestania wszelkiej pracy naukowej i zamknięcia swoich laboratoriów, które prowadzą razem z instytucjami państwowymi. Przedstawiciele firmy mówią, że to są ciężkie czasy nie tylko dla nich, ale dla całej branży konopnej.

Zaznaczają, że nie do końca wiadomo o co w sprawie chodzi, jednak najpewniej jest to związane z jednym z podmiotów, który zaopatrywał Dinafem w nasiona.

Przedstawiciele Dinafem zapewniają, że nie mają nic do ukrycia i wierzą w szybkie i pozytywne zakończenie sprawy.

Mamy pełne zaufanie co do przejrzystości i legalności naszego biznesu, który budowaliśmy latami

-mówią przedstawiciele firmy.

W innym wpisie na stronie Dinafemu czytamy:

Z przykrością informujemy, że Dinafem Seeds jest obecnie przedmiotem dochodzenia sądowego. W rezultacie, wbrew naszej woli, nie możemy obecnie prowadzić żadnej działalności handlowej. Pracujemy przez całą dobę, aby wyjaśnić tę sytuację i jak najszybciej wznowić normalną działalność, ale nadal nie wiemy, kiedy będziemy w stanie normalnie działać, tak jak robiliśmy to przez ostatnie 21 lat.

Będziemy informować o wszelkich zmianach.

Bardzo dziękujemy za zaufanie.

 

 

W zeszłym tygodniu, 23-letni mieszkaniec Lublina, stojąc w korku na jednej z ulic swego miasta postanowił się nieco zrelaksować. W tym celu wyciągnął szklaną lufkę, nabił suszem po czym zapalił wytrzepując popiół przez okno. Na jego nieszczęście w tym samy korku, tuż za nim stał ktoś kto był świadkiem całej sytuacji, a gdy tylko poczuł charakterystyczną konopną woń postanowił zainterweniować, aby uniemożliwić 23-latkowi dalszą jazdę.

Palił zioło stojąc w korku

Wydarzenie miało miejsce na ul. Puławskiej w Lublinie w poniedziałek 7 września około godziny 8:30. Będący na urlopie funkcjonariusz policji (dzielnicowy z Łęcznej) stojąc w ulicznym korku zauważył, że z samochodu stojącego przed nim wydobywa się dym.

Policjant mając uchyloną szybę w samochodzie poczuł z zewnątrz charakterystyczny zapach palonej marihuany. Spostrzegł on, że ze stojącego bezpośrednio przed nim samochodu (…) przez uchyloną szybę wydobywa się dym, a kierujący wytrzepuje przez okno coś ze szklanej lufki

-poinformowała policja.

Przebywający na urlopie policjant postanowił sprawdzić swoje podejrzenia. Uniemożliwił kierowcy kontynuowanie jazdy oraz wezwał na miejsce patrol.

Przybyli na miejsce funkcjonariusze potwierdzili podejrzenia kolegi będącego na urlopie. Rewizja kierowcy zakończyła się znalezieniem w bieliźnie niewielkiej ilości marihuany. Badania krwi potwierdziły, że 23-latek prowadził pod wpływem konopi indyjskich, został on zatrzymany, a zioło skonfiskowane.

źródło: policja.pl

 

W jednej z warszawskich restauracji, funkcjonariusze lubelskiej delegatury CBA zatrzymali Przewodniczącego Komisji ds. Produktów Leczniczych oraz prezesa zarządu podwarszawskiej spółki działającej w branży farmaceutycznej. Zatrzymanie dotyczyło zarejestrowanie produktu leczniczego w postaci medycznej marihuany, za które przedstawiciel firmy medycznej miał wręczyć urzędnikowi łapówkę. Funkcjonariusze zatrzymali podejrzanych na gorącym uczynku podczas spisywania umowy. W sprawie wypowiedział się już wiceminister zdrowia.

Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych jest instytucją, która musi wydać zgodę na zarejestrowanie każdego nowego leku, który trafia na polski rynek. To właśnie ten urząd odpowiada za rejestrację nowych produktów medycznych w postaci medycznej marihuany.

Jak się okazuje, na czele tak ważnej instytucji stoi skorumpowany urzędnik, który żąda profitów za pozytywne rozpatrzenie wniosku.

Przewodniczący Komisji ds. Produktów Leczniczych – Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych oraz prezes zarządu jednej z podwarszawskich spółek działających w branży farmaceutycznej zostali kilka dni temu zatrzymani w jednej z warszawskich restauracji podczas ustalania szczegółów umowy, wedle której przedstawiciel spółki miał wręczyć korzyść majątkową za pozytywne rozpatrzenie wniosku o rejestrację produktu leczniczego w postaci medycznej marihuany.

Przewodniczący Komisji ds. Produktów Leczniczych, za swoją pozytywną decyzję ws. dopuszczenia do obrotu medycznej marihuany oczekiwał korzyści w formie gotówki, a także udziałów w spółkach, zatrudniania osób z rodziny oraz zatrudnienia go na stanowisku menadżerskim.

Zatrzymany przewodniczący komisji ds. produktów leczniczych działającej przy Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych to Aleksander M. Jest profesorem, od ponad 30. lat zajmuje istotne stanowiska związane z polityką farmaceutyczną państwa. Zdaniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego obiecał wprowadzenie leczniczej marihuany do obrotu w zamian za łapówkę.

– Został już odwołany z funkcji. O zatrzymaniu poinformowaliśmy Narodowy Instytut Leków, ponieważ zatrzymany przez wiele lat był jego pracownikiem, a w ostatnich latach bezskutecznie zabiegał o objęcie funkcji jego dyrektora. Jeśli zarzuty CBA się potwierdzą, to dokonany zostanie przegląd wszystkich działań przewodniczącego podjętych w ostatnich latach. W praktyce zatem państwowe organy sprawdzą dziesiątki, a być może nawet setki postępowań, w których komisja oceniała, czy dany medykament powinien być sprzedawany w Polsce, czy nie.

-mówi Janusz Cieszyński, wiceminister zdrowia

Funkcjonariusze CBA zabezpieczyli materiał dowodowy w miejscach pracy i zamieszkania zatrzymanych osób. Zwrócili się także o dokumenty do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.

Źródło: cba.gov.pl, gazetaprawna.pl

 

W lipcu zeszłego roku media obiegła informacja, że pod Ciechocinkiem zlikwidowana została potężna plantacja konopi indyjskich. Policja chwaliła się usunięciem ponad 15. tyś roślin informując jednocześnie, że jest to największa tego typu nielegalna uprawa w Europie. Jednak dość szybko okazało się, że rośliny to najprawdopodobniej tzw. samosiejki. Policja i prokuratura szły jednak w zaparte wielokrotnie wnosząc o aresztowanie rolnika, na którego polu rosły konopie. W zeszłym tygodniu sprawa została ostatecznie umorzona. Cała sytuacja pokazuje jednak patologię występującą w wymiarze sprawiedliwości.

W lipcu zeszłego roku informowaliśmy, że policja podała informację o zlikwidowanej plantacji konopi indyjskich. Rośliny rosły nieopodal Wisły i zajmowały powierzchnie 4 ha. Funkcjonariusze zabezpieczyli ponad 15000 krzewów konopi w różnej fazie wzrostu. Rośliny miały od 30 cm do 1,5 m wysokości. Z tej ilości zabezpieczonych krzewów można uzyskać około 330 kg marihuany o wartości 5,5 mln zł. Miała to być największa zlikwidowana plantacja konopi indyjskich w europie. Cały materiał wraz ze zdjęciami znajdziesz T U T A J.

Plantacja konopi indyjskich czy samosiejka?

Jednak wkrótce okazało się, że rośliny to najprawdopodobniej tzw. samosiejka czyli dziko rosnące konopie włókniste. Właścicielem pola okazał się rolnik uprawiający wiele hektarów. Na feralne 4 ha od jakiegoś czasu nie zaglądał.

Właściciel ziemi zapewniał, że rośliny to samosiejki, które w tamtych rejonach nie są niczym nowym. Jednak komendant stwierdził, że rośliny są posadzone celowo i za pomocą profesjonalnego urządzenia do siewu gdyż rosną zbyt równo.

 W niektórych miejscach można było odnieść takie złudne wrażenie. Ale to dlatego, że przez pole przejechała brona talerzowa, która tworzy bruzdy. Tam bardziej podsiąka woda i może to wyglądać tak, że tam coś zostało zasiane, a w rzeczywistości rośliny tam mają łatwiej. Rządków jednak nie było.

-tłumaczył wtedy właściciel pola, który łącznie uprawia na przeszło 300 ha.

Więcej szczegółów znajdziesz w artykule „Ciechocinek: ogromna plantacja zlikwidowana przez policje to samosiejka

Pan Marcin żył przez ostatni rok w potężnym stresie i niepewności, ponieważ śledczy przez długi okres dążyli do jego aresztowania. Pomimo jasnych przesłanek, że to fatalna pomyłka. Była też ciągła obawa, że cała sprawa odbije się na jego biznesie. Część jego kontrahentów nie była pewna, czy prowadzić nadal wspólne interesy. Przez to wszystko, rolnik schudł 20 kg, co pokazuje jakim było to dla niego stresem.

Umorzenie

Ostatecznie prokuratura postanowiła sprawę umorzyć. Powodem było to, iż biegły nie był w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy rośliny to dziko rosnące konopie włókniste czy konopie indyjskie.

Jednak umorzenie nie cofnie tego co przeszedł pan Marcin. Śledczy 6 razy wnioskowali o areszt dla rolnika. Na szczęście sąd wykazał się znacznie większym rozsądkiem i wniosek za każdym razem odrzucał. Wyobraźmy sobie, że rolnik uprawiający 300 ha trafia na rok do aresztu, jego interesy i uprawy mogłyby bardzo ucierpieć. A wszystko dlatego, że prokuratura upiera się, że dziko rosnące rośliny to zorganizowana plantacja konopi indyjskich. Niestety podobne przypadki się w naszym kraju już zdarzały.

Zostałem oczyszczony z zarzutów, więc jestem zadowolony, ale nikt nam nie odda tego, co wycierpieliśmy razem z rodziną. Przeżyłem sześć rozpraw aresztowych, za każdym razem sędziowie decydowali, że nie powinienem trafić za kraty. Tak naprawdę nie było na mnie ani jednego dowodu. To od początku wyglądało tak, jakby szukano czegoś, aby na siłę udowodnić mi winę. A przecież nic nie zrobiłem. Próbki z największej masy konopi nawet nie przekraczały 0,2 THC, a dopiero od 0,2 można by było mówić o konopiach potrzebnych do wytwarzania narkotyku

-mówił pan Marcin

Co ciekawe, prokuratura i policja nie uważają, że ta sprawa jest dla nich porażką.

Nie traktujemy tej sprawy w kategorii porażki.

-powiedział w rozmowie z Onetem Sławomir Korzeniewski, zastępca Prokuratora Rejonowego w Aleksandrowie Kujawskim.

Ja z nikim nie walczę. Moim zadaniem jest zgromadzenie materiału dowodowego i wydanie merytorycznej decyzji. Jeżeli ktoś popełnił przestępstwo, to wnoszę akt oskarżenia. W tym przypadku kluczowa okazała się opinia biegłego z zakresu badań fizykochemicznych. Do tego doszły inne okoliczności, zeznania świadków i wszystkie zgromadzone opinie.

-dodał Korzeniowski

Mało tego, prokurator zaapelował, aby każdy kto zobaczy dziko rosnące konopie, zgłaszał to policji. Ta natomiast wyśle odpowiedni wniosek do władz miasta lub gminy. Następnie do władz samorządowych należało będzie uporanie się z roślinami.

Szczerze mówiąc, nawet nie wiem jak skomentować apel o uruchamianie całej kosztownej procedury aby wyrwać kilka kompletnie nieszkodliwych, a wręcz pożytecznych roślin. A to wszystko oczywiście jest opłacane z podatków.

Pyrzyccy dzielnicowi otrzymali zgłoszenie, że w jednym w mieszkań na terenie Pyrzyc uprawiane są konopie indyjskie. Gdy udali się na miejsce okazało się, że dzwonił sam właściciel krzaków. Co kierowało niedoszłym ogrodnikiem?

Doniósł na siebie, że uprawia konopie

Oficer dyżurny pyrzyckiej jednostki odebrał telefon ze zgłoszeniem, iż w jednym z mieszkań na terenie Pyrzyc uprawiane są krzaki konopi. Na miejsce wysłano dzielnicowych dzielnicowi, którzy w chwili przyjazdu zauważyli wybiegające z klatki młode kobiety z dzieckiem. Na widok mundurowych kobiety były wyraźnie zdenerwowane. Po wylegitymowaniu i krótkiej rozmowie, jedna z kobiet przyznała, że pod adresem, na który było zgłoszenie mieszka wraz z partnerem.

Okazało się, że cała sytuacja zaczęła się od kłótni pomiędzy partnerami. Po sprzeczce 28 – latek wychodząc z mieszkania zadzwonił na policję z informacją, że w domu są krzaki marihuany.

Dokładnie tak, opuścił lokal po czym zadzwonił na policję i zgłosił, że znajdują się w nim konopie indyjskie. Miało to przysporzyć problemów jego partnerce, która przebywała w tym czasie w mieszkaniu.

W mieszkaniu policjanci faktycznie w jednym z pomieszczeń na parapecie ujawnili trzy doniczki z krzewami konopi. Skierowani na miejsce kryminalni w trakcie czynności zabezpieczyli rośliny w wysokości 50 – 60 cm.

Jednak szybko okazało się, że „uprawa” należy do 28 – latka, który sam poinformował o tym fakcie Policję. Mężczyzna w dniu interwencji oddalił się z miejsca zamieszkania, aby nazajutrz samemu zgłosić się do jednostki policji.

Na miejscu przyznał się do uprawy konopi i usłyszał zarzut. Zgodnie z Ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii uprawianie konopi innych niż włókniste może wiązać się z pobytem za kratkami nawet do 3 lat.

Źródło: Policja Pyrzyce

 

W nocy z wtorku na środę, w miejscowości Busko Zdrój miała miejsce nietypowa sytuacja. Tuż po północy na schodach tamtejszej komendy policji pojawił się młody mężczyzna. Zachowywał się nietypowo, dyżurny postanowił wezwać patrol. Gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce, mężczyzna odpalił jointa.

Palił jointa pod komendą tłumacząc to „wewnętrzną potrzebą”

Mężczyzna zjawił się na schodach przed komendą policji w Busku Zdroju w środę tuż po północy. – Zachowywał się jakby był pod wpływem alkoholu. Dyżurny wezwał na miejsce patrol interwencyjny

– relacjonował Tomasz Piwowarski, oficer prasowy buskiej policji.

Jak poinformował rzecznik, w momencie, gdy policjanci przyjechali na miejsce, 21-latek ostentacyjnie odpalił skręta, a w powietrzu czuć było charakterystyczny zapach palonej marihuany.

Zielony żartowniś

Chwilę po przybyciu na miejsce patrolu i odpaleniu jointa, mężczyzna został oczywiście zatrzymany.

Wstępne badanie suszu roślinnego, którym wypełniony był skręt wykazało, że jest to marihuana. Zapytany o powód wyboru miejsca do palenia zakazanego suszu 21-latek odparł, że poczuł taką „wewnętrzną potrzebę”

– poinformował oficer prasowy, Tomasz Piwowarski.

Jak poinformował rzecznik, rano zatrzymany mężczyzna tłumaczył, że „to miał być żart”. Kiedy natomiast usłyszał jakie konsekwencje mu grożą miał przyznać, że żart był jednak mało zabawny.

Ocenę czy żart był zabawny pozostawiamy wam.

Źródło: Policja Busko-Zdrój

Policja z Las Vegas w stanie Nevada, zlikwidowała największą w historii stanu plantację konopi indyjskich. Funkcjonariusze poinformowali, że tysiące zlikwidowanych roślin warte było ok. 8,6 milionów dolarów czyli blisko 35 milionów zł. Sytuacja zbiegła się w czasie z kłopotami branży legalnej marihuany w Nevadzie, które wynikają z obecnego stanu spowodowanego przez COVID-19. Czy na całej sytuacji zyska czarny rynek? 

Policja zlikwidowała największą plantację konopi indyjskich w historii stanu Nevada

Według doniesień lokalnych mediów, nalot na plantację był zwieńczeniem ponad miesięcznego dochodzenia, w trakcie którego funkcjonariusze rozpracowywali grupę oraz zorganizowaną przez nią uprawę. Lokalna telewizja KSNV poinformowała, że był to nalot na największą jak do tej pory plantację konopi indyjskich w stanie Nevada. Funkcjonariusze zabezpieczyli blisko 6000 roślin.

poprzedni największy nalot na konopną plantację w wykonaniu lokalnej policji z Nevady miał miejsce w 2013 r. i poskutkował „aresztowaniem” 3 244 roślin.

Marihuana w Nevadzie

Prawo stanu Nevada zezwala dorosłym( od 21 roku życia) uprawiać marihuanę na własny użytek, ale tylko wtedy, gdy w odległości 25 km od domu nie ma licencjonowanego punktu z marihuaną. Obywatelom stanu Nevada wolno uprawiać 6 krzaków na osoba ale nie więcej niż 12 na gospodarstwo domowe, rośliny muszą mieć też swoje pomieszczenie.

Podczas gdy na początku „pandemii” sprzedaż marihuany gwałtownie wzrosła spowodowane było obawą, że punkty dystrybucji zostaną wkrótce zamknięte bądź ich działanie będzie ograniczone. Tak tez się stało, a do tego doszły problemy z łańcuchem dostaw.

Riana Durrett, dyrektor wykonawczy Nevada Dispensary Association (zrzeszenie dyspensariów konopnych), powiedziała w tym miesiącu dla Reno Gazette Journal, że można śmiało powiedzieć, że sprzedaż spadła ponad 50 proc. w skali stanu. Wiele punktów notuje jeszcze większe straty niż 50 proc, a niektóre są (tymczasowo) całkiem zamknięte.

Kliniki leczące medyczna marihuaną w Nevadzie zostały zmuszone do zamknięcia swoich punktów w zeszłym miesiącu po nakazie zamknięcia przez rząd Steve’a Sisolaka. Ma to powstrzymać rozprzestrzenianie się koronawirusa. Od tego czasu przychodnie mogą prowadzić sprzedaż wyłącznie na dowóz.

Zyska czarny rynek?

Marihuana w stanie Nevada legalna jest dopiero od trzech lat. Można zatem śmiało założyć, że część czarnego rynku funkcjonuje nadal. Teraz, gdy z zupełnie innych powodów niż kiedyś obywatele nie mogą legalnie nabyć suszu, raczej nie będzie dla nich problemem udać się do czarnorynkowego dilera gdyż stosunkowo niedawno było to norma jeżeli chciałeś zapalić. Obecna sytuacja, jeśli się znacząco wydłuży z pewnością doprowadzi do ponownego przyrostu czarnego rynku. Sytuacja byłaby nieco lepsza, gdyby władze Nevady ustanowiły marihuanę produktem pierwszej potrzeby, tak jak zrobiły to niektóre inne stany, których władzę wiedza, że ludzie będą palić tak czy inaczej – pozostaje tylko kwestia gdzie dokonają zakupu.

 

 

Były bramkarz reprezentacji Polski, został oskarżony przez niderlandzki portal crimesite.nl o uprawianie konopi indyjskich oraz kradzież prądu. Były reprezentant naszego kraju, Henryk Bolesta, zapewnia, że opublikowany artykuł na jego temat to stek bzdur i wymysłów oraz chamska prowokacja.

Były polski bramkarz oskarżony o uprawę konopi indyjskich

Henryk Bolesta były bramkarz reprezentacji Polski, Feyenoordu Rotterdam i Widzewa Łódź, mógł ostatnio przeczytać na swój temat artykuł. Niestety nie dotyczył on jego sportowych osiągnięć. Niderlandzki portal crimrsite.nl napisał kilka dni temu, że 62-letni Henryk Bolesta, został zatrzymany za uprawianie konopi indyjskich.

Policja ani mnie nie zatrzymała, ani nie zostałem aresztowany! Nie mam nic wspólnego z konopiami indyjskimi, ani z żadnymi innymi narkotykami! Tekst o mnie to chamska, złośliwa i kłamliwa prowokacja.

– mówił były bramkarz w wywiadzie dla „Super Expressu”.

To wszystko kłamstwa i brudna prowokacja. Część faktów pozmieniał, a inne wymyślił pseudo-dziennikarz, który w Holandii jest znany z tego, że tworzy nieprawdziwe historie i żeruje na taniej sensacji. Kiedyś pracował w De Telegraaf, ale popełnił plagiat i go wyrzucili. Teraz wyssane z palca bzdury publikuje i robi ludziom krzywdę w jakimś portaliku.

-komentuje artykuł Bolesta

Portal crimesite.nl poinformował, że niderlandzka policja otrzymała w tej sprawie anonimowy donos, który oczywiście sprawdzono. Portal pisze, że w domu polaka, który znajduje się w Rimburgu, ujawniono nielegalną plantację marihuany. Portal oskarżył o udział w uprawie także jego żonę, dodatkowo zarzucono im kradzież prądu na potrzeby plantacji. Polak, w rozmowie z „Super Exspresem” tak skomentował sytuację:

Cała sprawa miała miejsce nie w poniedziałek, tylko trzy lata temu. I zdążyłem już o niej zapomnieć. Chciałem wtedy sprzedać dom. Nie było kupców, więc żeby nie stał pusty, to go wynająłem. Po pewnym czasie zostałem wezwany do złożenia wyjaśnień na policji , bo okazało się, że najemcy na terenie posiadłości zaczęli hodować konopie. Pokazałem umowę najmu, powiedziałem – zgodnie z prawdą, że nic o tym nie wiedziałem i po temacie. Nikt nie zamykał ani mnie, ani tym bardziej mojej małżonki, którą ten nierzetelny dziennikarz też wmieszał w całą sprawę.

Bolesta nie ma pojęcia czemu stał się ofiarą podłego ataku pseudo-dziennikarza.

 Nie znam człowieka. Mój syn grał z nim kiedyś w jednym z amatorskich klubów. Myślę, że zaatakował mnie, bo nazwisko Bolesta wciąż jest w Holandii znane i kojarzone z piłką. Gdzieś w archiwach wygrzebał, że przed laty w domu należącym do Bolesty najemca hodował konopie, dorobił do tego własną ideologię i wyszedł paszkwil. Tylko tak mogę to sobie wytłumaczyć.

-mówił w rozmowie z „Super Expresem” były piłkarz.

Henryk Bolesta grał m.in. w Feyenoordzie Rotterdam, Rodzie Kerkrade, Widzewie Łódź i Ruchu Chorzów. Ma na koncie jeden występ w reprezentacji Polski – zagrał w towarzyskim meczu Polska – Korea Północna (2:2), który 7 października 1986 roku odbył się w Bydgoszczy. Zagrał w nim 45 minut. W 1993 zakończył karierę zawodniczą.

W zeszłym tygodniu swój finał miała międzynarodowa akcja CBŚP „przebudzenie mocy”. W Hiszpanii zatrzymano 36 osób z Polski, Hiszpanii, Litwy i Maroka. Przejęto 14 000 roślin konopi indyjskich, 270 kg gotowego suszu oraz 30 kg haszyszu. Zakończona w zeszłym tygodniu akcja, to wiele miesięcy pracy policjantów CBŚP wraz ze służbami hiszpańskimi, przy wsparciu Europolu i Eurojustu. Cała operacja doprowadziła do przejęcia łącznie ponad tony suszu. Śledztwo wyjaśniające udział Polaków w sprawie prowadzi Prokuratura Krajowa. Oczywiście wielomiesięczna akcja jest kompletnie bezsensowna, a wydane na nią nasze pieniądze równie dobrze można było wyrzucić w przysłowiowe błoto. Efekt byłby ten sam.

Międzynarodowa akcja CBŚP

Funkcjonariusze z olsztyńskiego oddziału Centralnego Biura Śledczego Policji mieli informację, z której wynikało, że na terenie Europy działa zorganizowana grupa przestępcza o międzynarodowym zasięgu, w której istotną role odgrywają Polacy. Jej członkowie zajmowali się uprawą, przemytem i wprowadzaniem do obrotu hurtowych ilości marihuany, haszyszu. Z ustaleń policjantów wynika, że grupa była dobrze zorganizowana logistycznie. Były osoby, które zajmowały się uprawą, pakowaniem, przemytem oraz dystrybucją narkotyków na terenie krajów europejskich. 

Z uwagi na międzynarodowy i zorganizowany charakter prowadzonej działalności przestępczej policjanci współpracowali, poprzez oficera łącznikowego CBŚP w Europolu ze służbami państw, na terenie których dochodziło do popełniania przestępstw związanych z przemytem hurtowych ilości narkotyków.

Efektem współpracy były działania przeprowadzone w 2019 roku w Hiszpanii, kiedy to przejęto ponad 730 kg marihuany, haszyszu i kokainy. Wówczas także zatrzymano 7 osób podejrzanych o przemyt.

Zeszłotygodniowe zakończenie wielomiesięcznej akcji odbyło się w dniach 3-4 luty br. w Hiszpanii. W międzynarodowej operacji, która koordynowana była przez Europol i Eurojust, udział wzięli funkcjonariusze olsztyńskiego Zarządu CBŚP oraz funkcjonariusze Guardia Civil z Hiszpanii. W ramach przeprowadzonej operacji uczestniczyło ponad 500 funkcjonariuszy. W efekcie zatrzymano łącznie 63 osoby narodowości polskiej, hiszpańskiej, marokańskiej i litewskiej.

Przeszukano kilkadziesiąt miejsc gdzie znajdowały się konopne uprawy oraz pomieszczenia wykorzystywane jako magazyny. Zlikwidowano 18 plantacji, gdzie zabezpieczono łącznie ponad 14,5 tys. krzewów konopi, 270 kilogramów gotowej marihuany, 25 kilogramów haszyszu oraz kokainę. Zabezpieczono także około 200 tys. euro, 100 tys. dolarów oraz 7 sztuk broni palnej.

Łącznie w ramach międzynarodowych działań prowadzonych przez olsztyński Zarząd CBŚP w tej sprawie zabezpieczono ponad tonę marihuany oraz haszyszu. Wątek polskich obywateli i ich udziału w procederze został objęty śledztwem nadzorowanym przez Wydział Zamiejscowy Departamentu do Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Białymstoku.

Policja całą akcje opisuje jako swój sukces. Kosztująca dziesiątki o ile nie setki tysięcy złotych międzynarodowa akcja trwała wiele miesięcy pracy wielu funkcjonariuszy, a zeszłotygodniowy finał to praca 500 policjantów. A jaki jest faktyczny efekt tego potężnego przedsięwzięcia? Każdego dnia w Polsce zużywa się więcej marihuany niż przechwycono w trakcie całej, wielomiesięcznej akcji, która zapewne sporo kosztowała. Nic tylko pogratulować bezsensownego marnowania mocy przerobowej policji oraz bezsensownego wydania góry pieniędzy. Naszych pieniędzy.

Źródło: cbsp

Reklama

Ostatnie artykuły

Weednews.pl - portal konopny | marihuana | konopie | medyczna marihuana
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.